niedziela, 26 marca 2017

3. Czarodziejskie ogrody.

Słowa z różnych piosenek mieszają mi się w głowie jak pozszywane wiersze, I'm dancing in the dark with you between my arms. Rozkwitają powoli parkowe ogrody, she shares my dreams, rozchmurza się twarz nieba nad naszym miastem. Teraz jest ono nasze, I see my future in your eyes, jakby nigdy wcześniej nie należało do nikogo, she is the lighthouse in the night that will safely guide me home i jakby nikt wcześniej tutaj nie żył. Zakwitło jakieś drzewo, którego nazwy nie znam, Did you write the book of love? And do you have faith in God above, if the Bible tells you so? 
Look how they're kissing out there! 
And they were singing,
"bye-bye, miss american pie."
Drove my chevy to the levee,
But the levee was dry.
And them good old boys were drinkin' whiskey and rye
Singin', "this'll be the day that I die.
"this'll be the day that I die."



niedziela, 19 marca 2017

2. Boso po śniegu.

Początek marca. Góry, który nauczyły mnie chodzić i uczą mnie żyć. Marcowe słońce, idę w krótkim rękawku, odbite od śniegu światło przenika mnie na wylot. Przykryty bielą las zaczyna się budzić, w żyłach strumieni pod lodem zaczyna pulsować woda ze śniegu. Pojawiło mi się kilka ledwie widocznych piegów na nosie. Kiedy wychodzimy z lasu na polanę otula nas wiatr z południa, od Tatr spływających lodowym światłem i kłębiącymi się chmurami nad zębami szczytów. Kładziemy się na suchej plamie trawy, która już wydostała się spod śniegu. Zakładam czapkę bo mam wrażenie, że ten ciepły wiatr przewieje mnie na wylot, i zdejmuję buty. Staję bosymi stopami na śniegu jakby zrobionym z cukru i czuję parzący ogień lodu, szybko wbiegam na trawę i obracam wzrok w prawo na Samotną Górę, na której pewnego wrześniowego poranka oglądałam z Wami wschód słońca. Poszczekuje pies, który jest czystą radością. Zasypiam na trawie ze stopami wyciągniętymi w kierunku Tatr zrobionych ze szkła.

Wczoraj nad naszym miastem przeszła pierwsza wiosenna burza. Szliśmy właśnie koło zamku kiedy z zachodu nadciągnęły granatowe chmury i niebo rozbłysło nad kamienicami. Kiedy byliśmy na ulicy S. nagle otwarło się niebo i po dachach, kamieniach i ludziach spłynęła rzeka wody. Schowaliśmy się szybko w bramie i patrzyliśmy jak deszcz tańczy falami w świetle kołyszącej się latarni. Ta wiosenna burza powiedziała mi, że może czasem wiersze o miłości nie są tak całkiem bez sensu.

czwartek, 2 marca 2017

1. Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy.

Nie pisałam już od tak dawna, dlatego mam teraz tak niepoukładane jeszcze myśli, trochę jakby wiatr wiał naraz ze wszystkich stron. Tak jak dzisiaj, kiedy szłam przez miasto. Dużo, dużo słońca, wiatr szarpał włosy jak trawę latem na łące w górach. W słowach jest za dużo znaczeń, wszystko nagle niepotrzebnie staje się zbyt poetyckie. 

I get ready, I get all dressed up
To go nowhere in particular
It doesn't matter if I'm not enough
For the future or the things to come
'Cause I'm young and in love
 
Chciałabym napisać o wszystkim, co się wydarzyło przez te parę lat odkąd przestałam pisać, ale to niemożliwe. Myślałam, że moje drzewko pomarańczowe już zaczęło umierać, bo opadła mu większość liści, ale po paru dniach zaczęło wypuszczać nowe malutkie listki. Drzewko jest to samo, tylko z nowymi liśćmi. Wiecznie zielone, na chwilę wstrzymało oddech.

A księga zdarzeń zawsze otwarta. 
W połowie.