Nie wiem czy wracam. Przejeżdża stary tramwaj numer 60, akurat jesteśmy na moście. Ja idę po lewej, on po prawej stronie. Rzeka tego wieczoru wydaje się ogromna, bije od niej chłód i ciemność ślizgająca się po falach. Idę bliżej barierki. Chmury wiszą nisko nad miastem. Idziemy powoli. Ulice wciąż takie same ale ja z każdym dniem kocham je coraz bardziej. Cicha obecność kamienic, na wpół uchylonych okien i zamkniętych przed światem podwórek.
Rozmawiamy. Myśli przelatują mi przez głowę, prawie je słyszę. Zupełnie jak jaskółki nad kościołem Najświętszej Marii Panny. Ludzie krążą jak krew po ulicach, ulicach, ulicach. I wieczór taki cichy, idziemy piechotą niedopowiedzeń, niedospojrzeń, niedodotknień.
"Nie wiem dlaczego idziemy" odpowiedziałabym gdyby ktoś zapytał. Ale dobrze, że nie pyta nikt bo myślę zupełnie coś innego. Chciałam go zobaczyć właśnie w maju, który już nie jest tak ciepły, może jest bardziej tajemniczy i spłukany deszczem. I pyta się - co jeszcze mi powiesz? Nic więcej - nie mogę.
Dziś Zesłanie. Przyjdź do nas jak mocny oddech, jak wiatr z gór jeszcze chłodnych śniegiem, jak deszcz spłukujący pyłki do kałuż. Jak pies umieram z tęsknoty i czekam pod drzwiami, czuję Twoją Obecność choć Cię nie widzę wcale. Może zaczekam gdzieś między starymi ścianami mojego miasta, zaczekam na nowy dzień, który wypełni Twoje światło.
Kiedy wydaje się, że wszystko się skończyło, wtedy dopiero wszystko się zaczyna.
J. Twardowski